- Z całym szacunkiem, ale film Formana nie jest dla nas inspiracją, ani nie zamierzamy z nim w żaden sposób konkurować, ani do niego nawiązywać. Interesuje nas w tej historii to, co współczesne, nowoczesne i to, co nigdy się w sztuce nie zestarzeje - prawdziwe emocje i szczere wzruszenie - mówi reżyser Jacek Bała, przed premierą "Amadeusza" Petera Shaffera w Teatrze Miejskim w Gdyni.
Przemysław Gulda: Dlaczego jako kolejną realizację w swoim bardzo urozmaiconym dorobku, wybrał pan właśnie "Amadeusza" Shaffera? Jacek Bała: Mozart jako artysta intuicyjny, poruszający się zwinnie w rejonach duchowości, a jednocześnie - człowiek niezwykle dowcipny i frywolny, interesował mnie od dawna, od dawna też słuchając jego muzyki, miałem ciarki na plecach i łzy w oczach, więc kiedy z dyrektorem Teatru Miejskiego, Krzysztofem Babickim zastanawialiśmy się wspólnie nad wyborem interesującego nas obu tematu nowej realizacji, bardzo szybko doszliśmy do porozumienia, kiedy tylko padło to fascynujące nazwisko austriackiego kompozytora. Nie sposób uciec od tego, żeby w takim przedstawieniu bardzo ważną rolę odgrywała muzyka. W jaki sposób - w sensie przenośnym, ale i czysto dosłownym - zaistnieje ona w pana przedstawieniu? - Pracujemy nad tym żeby muzyka Mozarta ale i Salieriego, która wybrzmi w spektaklu, była jednym z jego głównych boha