"Vladmir" Matjaźa Zupanćića w reż. Kuby Zubrzyckiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Małgorzata Karbowiak w Kalejdoskopie Kulturalnym Reymont.
Znacie? No to posłuchajcie. Przychodzi nowy współlokator - okazuje się emerytowanym ochroniarzem - do zabałaganionego mieszkania trojga dwudziestolatków i zaprowadza porządek. Bo on wie z pewnością, że nie można śmiecić i robić tego, czego nie wolno. Na przykład nosić obrażających godność mężczyzny krótkich spodenek obszytych futrem, nawet w domu. Tolerować tego, że miła studentka siada na kolanach nie tylko swojemu chłopakowi. O dobrych intencjach nowego współmieszkańca świadczy również fakt uratowania z finansowej katastrofy głównego najemcy. W którym momencie ta empatia odkryje się jako chęć uzależnienia od siebie innych, a potem zamieni się w terror, zapewne w chęci służenia jakiejś misji? I czy można w miarę wcześnie przerwać łańcuch zdarzeń rozliczających z nieposłuszeństwa? To jest główne przesłanie tej słoweńskiej sztuki pt. "Vladimir", rozgrywającej się w jednym wnętrzu, ale niezwykle pojemnej znaczeniowo. Jej za