"Ja" w reż. Michała Siegoczyńskiego w Teatrze IMKA w Warszawie. Pisze Mikołaj Kozak w portalu ksiazeizebrak.pl.
Bardzo smutny jest obraz samotnego gwiazdora w pokoju hotelowym. Obraz rockmana, którego koncert już się skończył. Zgasły flesze, gotowe na wszystko fanki poszły do domu, a on nagle przestał być "Mickiem Jaggerem". Jest za to spoconym, wyczerpanym i sfrustrowanym mężczyzną na skraju załamania nerwowego, który z jednej strony czuje się jak szmata, a z drugiej wie, że ma rząd dusz i "może wszystko". W sztuce doskonale widać rozdźwięk między pragnieniami bohatera. Miejsce, w którym się znalazł, jest czymś, od czego jest uzależniony i czym zarazem gardzi. Blask jupiterów kiedyś kusił, a teraz śmieszy. Metafora wstrętu do sukcesu, kiedy już się okazuje, czym ten sukces jest, bardzo przypomina przesłanie "Autobiografii" Perfectu: "Oto wyśnił się wielki mój sen Tysięczny tłum Spija słowa z mych ust Kochają mnie W hotelu fan Mówi: "na taśmie mam To jak w gardłach im rodzi się śpiew" Otwieram drzwi I nie mówię już nic Do czte