Któregoś sierpniowego popołudnia w 1944 roku Roman Brandstaetter odpoczywał w ogródku "Cafe Europa" w Jerozolimie. W pewnym momencie do jego stolika podszedł jakiś elegancki, starszy pan i przedstawił mu się po polsku: Jestem doktor Waschutz, adwokat z Krakowa... Nieznajomy, jak się wkrótce okazało, wyjechał z Krakowa jeszcze przed I wojną światową i od wielu lat mieszkał w Erec. Spotkawszy zaś, raz i drugi, Brandstaettera na ulicy w Jerozolimie, postanowił zwrócić się do tego młodego literata, aby opowiedzieć mu pewną historię sprzed lat. Miał nadzieję, że jego opowieść Brandstaettera -- i być może, w przyszłości, czytelników - zaciekawi. Nie mógł lepiej trafić. Cóż to za historia? - zainteresował się pisarz. Byłem adwokatem Żyda z "Wesela"... - wyznał dr Waschutz. Czyim pan był adwokatem?!-- wykrzyknął z niedowierzaniem Brandstaetter. Brandstaetter należał do wybitnych tłumaczy i znawców języka hebrajskiego (jego dziadek uwa
Tytuł oryginalny
Ja się nazywam...Singer!
Źródło:
Materiał nadesłany
Czas Krakowski nr 275