Każdy ma prawo do obecności w życiu publicznym. Także aktor - były współpracownik SB. Niech gra, niech zabawia publiczność. Jeśli znajdzie widzów, nam nic do tego. Ale niech nie kłamie - pisze Michał Karnowski w Dzienniku.
W artykule Tomasza Butkiewicza o agenturalnej przeszłości Macieja Damięckiego największe wrażenie robią zaprzeczenia bohatera. Te jego: "Słowo honoru, jak Boga kocham, to były tylko spotkania z Panem Telesforem". Jak wielu przed nim, jest wierny agenturalnemu szkoleniu i zobowiązaniu - zaprzecza do końca. I nie chodzi o żadne nieścisłości co do poszczególnych faktów notowanych przez esbeków. Ale o elementarną zdolność powiedzenia prawdy. Gdyby więc przyszło komuś do głowy zapytać, po co dziennikarze odkrywają prawdę o dawnych zdradach i świństwach uczynionych kolegom, to kłamstwa Damięckiego powinny być najlepszą odpowiedzią. Bo każdy ma prawo do obecności w życiu publicznym. Także aktor - były współpracownik SB. Niech gra, niech zabawia publiczność. Jeśli znajdzie widzów, nam nic do tego. Ale niech nie kłamie. A jeśli popełnił świństwo, to miał kilkanaście lat, by przeprosić tych, których skrzywdził świadomie i którym być mo�