"Terminal 7" w reż. Andrzeja Domalika w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Noren to oczywisty potomek wielkich Skandynawów, Strindberga, Bergmana. Jak jego poprzednicy toczy dyskurs z ludzkim losem, pyta o szansę porozumienia i wykazuje, że każdy człowiek jest samotnią ze swoim piekłem, że nie sposób przezwyciężyć odległości między ludźmi, a nawet między mną i mną, tylko z innego czasu. Dlatego w dramacie "Terminal 7", który jest rozrachunkiem z rodzinną przeszłością, pojawiają się podwójne postacie, ale w różnym wieku, wychodzi na wierzch dystans doświadczeń między mną i mną (tylko z kiedy indziej) - coś w tym jest z poetyki "Naszego miasta" Wildera, ale i coś głębszego, bo Lars Noren dokopuje się do granicy ludzkiego doświadczenia; oto nieubłagany czas uniemożliwia nam porozumienie choćby z własną pamięcią. Właśnie pamięć, niepostrzeżenie upływający czas, daremne próby jego zawrócenia to temat "Terminalu 7", w którym poszczególne postacie, rozstawione jak na szachownicy, prowadzą grę z przeszłośc