„1.8 M” w reż. Iwana Wyrypajewa w reż. autora, koprodukcja WEDA projekt/ Fundacji Sztuki Kreatywna Przestrzeń i Nowego Teatru w Warszawie na XXVIII Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Pisze Klaudia Stępień-Kowalik, członkini Koła Naukowego Teatrologów UŁ.
W tegorocznej edycji XXVIII Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi zaprezentowano spektakl 1.8 M w reżyserii Iwana Wyrypajewa. Mimo że miał on swoją premierę w ubiegłym roku, to poruszana w jego obrębie tematyka wywołuje jeszcze więcej emocji i przemyśleń w związku z rozpoczętą pod koniec lutego zbrojną agresją Federacji Rosyjskiej w Ukrainie.
Czy 1.8 M jest sztuką przyjemną? A może jednak nieprzyjemną? Jakie przesłanie niesie ze sobą, zwłaszcza teraz, kiedy świat od kilku tygodni z przerażeniem obserwuje bestialską agresję Rosji na Ukrainę? Iwan Wyrypajew, będący reżyserem, aktorem i dramaturgiem, postawił przed sobą nie lada wyzwanie – zmierzył się ze swoim rosyjskim pochodzeniem i udzielił głos osobom, które przedstawiły prawdę o prawdziwym obliczu Białorusi. Do przygotowania tego spektaklu wykorzystał teksty, które więźniowie polityczni wypowiadali w sądach i pisali w listach do znajomych i członków rodziny. 1.8 M realizuje bowiem technikę verbatim, tzn. technikę teatru dokumentalnego, jest sztuką eksponującą lęki i smutki białoruskich więźniów politycznych.
W spektaklu nie było pustych gestów, zbędnych rekwizytów. Na scenie pojawili się bohaterowie z autentycznymi historiami, którzy po wygłoszeniu swych poruszających monologów znikali za paskową kurtyną (kurtyna ze zwisających pasów materiałów). To właśnie na niej, pomiędzy poszczególnymi wystąpieniami aktorów, były wyświetlane fotografie przedstawiające totalitarny terror w Białorusi – sceny przemocy z udziałem białoruskich funkcjonariuszy czy zapłakanych, skrzywdzonych Białorusinów. Twarze sfotografowanych osób zamazano czerwonym kolorem, aby pozbawić ich tożsamości. Za każdym razem, kiedy bohaterowie wychodzili zza kurtyny, scena przybierała barwy żółci, czerwieni oraz fioletu (w czerwonym kolorze był skąpany moment, w którym aktorzy wykonali przed widownią rozdzierającą ciszę białoruską pieśń).
1.8 M jest zaskakującym, nostalgicznym widowiskiem teatralnym. W przeciwieństwie do poprzednich spektakli zrezygnowano w nim z napisów w języku angielskim, co na wstępnie podkreślili lektorzy. Poszczególne wypowiedzi bohaterów (w których wcielili się: Walentina Sizonenko, Paweł Haradnitski, Palina Dabravolskaja, Igor Shugaleev, Palina Chabararova, Oleg Garbuz.) były na bieżąco tłumaczone przez Bartosza Bielenię i Ewelinę Pankowską. Zdaniem twórców, ta zmiana miała pozwolić na zminimalizowanie ryzyka rozproszenia uwagi widzów i ukierunkowania ich wzroku na same postacie, które opowiadały o tym, w jaki sposób władza postanowiła ukarać je za wypowiedzenie posłuszeństwa.
W spektaklu 1.8 M bohaterem zbiorowym są więźniowie polityczni zdecydowanie opierający się polityce białoruskich urzędników państwowych. Do widowni przemawiali w trzech językach: polskim, białoruskim i rosyjskim, choć tak naprawdę zdali się przemawiać w jednym – języku pokoju, miłości i nadziei.
Bohaterowie mówili nie tylko o bezzasadnych i nieuczciwych sądach; głodzeniu przetrzymywanych; o regularnych torturach kobiet i mężczyzn dokonywanych przez funkcjonariuszy policji; grabieżach mienia należącego do schwytanych obywateli… Mówili również o tym, że każdy z więźniów miał do dyspozycji jedynie 1,8 metra w białoruskiej celi, w której znajdowała się nieprzepisowa liczba więźniów.
Najbardziej poruszającymi historiami, które zaprezentowano w spektaklu były: historia matki mającej syna z niepełnosprawnością, którego wskutek pomyłki zatrzymano i umieszczono we więzieniu, historia mężczyzny, przedmiotowo potraktowanego przez funkcjonariuszy i przetrzymywanego w nieludzkich warunkach w zakładzie więziennym oraz historia młodej dziewczyny, która straciła słuch w wyniku wybuchu granatu. Każda z tych osobistych tragedii uświadomiła bohaterom, że władze w ich państwie nie przejmowały się dobrem swych obywateli.
Spektakl Wyrypajewa jest niewątpliwie nieprzyjemnym w odbiorze projektem teatralnym o zniewolonym społeczeństwie zmagającym się z bezprawiem, ograniczeniem do środków masowego przekazu oraz zapaścią gospodarczą. Bohaterowie mówili tak jakby się spowiadali, zwierzali się na scenie ze swoich traumatycznych przeżyć tak jakby tuż obok były ich ukochane osoby, które wesprą dobrym słowem. Nie byłoby to jednak możliwe gdyby nie teatr… W końcu o wojnie, przemocy i bestialstwie ma prawo mówić każdy, nawet reżyser, który za pomocą dostępnych mu narzędzi może uświadomić każdemu widzowi, że sztuka teatralna jest na tyle otwartą i plastyczną przestrzenią, że przepracowuje najstraszniejsze lęki i demony na oczach publiczności. Pokazuje, w jaki sposób totalitarny system rozprawia się ze swoimi przeciwnikami, niszcząc niewinność i młodość białoruskich obywateli uczestniczących w pokojowych demonstracjach. Nawołuje do tego, abyśmy przystanęli choć na chwilę i nie byli obojętni na krzywdę innych osób.