Główną zaletą jest to, że oglądając spektakl, ma się poczucie celowości każdego gestu, słowa i obrazu - o "Tryptyku" Mikołaja Mikołajczyka prezentowanym na 32 Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Anna Diduch z Nowej Siły Krytycznej.
Ponad czterogodzinny "Tryptyk" Mikołaja Mikołajczyka to całowieczorny performance znajdujący się wciąż w fazie "in progress". Cechy przedstawienia tanecznego spotykają się tutaj z elementami, które są charakterystyczne dla instalacji wideo (video enviromentów), wykonywanych w latach 50. na przykład przez Pipilotti Rist. Artystka filmowała z bliska kwiaty poruszane wiatrem, a następnie wyświetlała obrazy na wielkich ekranach, hipnotyzując tym widokiem osoby odwiedzające galerie. Było to tak wciągające i odprężające, że ludzie przychodzili całymi rodzinami, żeby wspólnie podziwiać i "przeżywać" tę instalację. Podobnie jak szwedzka artystka, Mikołajczyk odwołuje się do idei zbiorowości, w tym wypadku skupionej wokół wydarzenia jakim jest spektakl. Nagrywa wchodzących na widownię, potem zmusza widzów do oglądania samych siebie na filmie wyświetlanym z tyłu sceny. Ktoś rozmawia z koleżanką, ktoś podnosi się na chwilę z miejsca i patrzy p