- Dzisiejszy meloman różni się od tego sprzed stu lat. Idzie do teatru i ma w uszach trzy nieśmiertelne kreacje wielkich mistrzów, które na świecie mogą zdarzyć się raz. I oczekuje, że ta dziewczynina czy ten chłopaczyna na scenie w prowincjonalnym mieście będą mistrzami wszech czasów. Nie będą i trzeba na to patrzeć ze zrozumieniem - mówi BOGUSŁAW KACZYŃSKI.
"Zakochany jest nie w operze, ale w sobie". Tak pisali. - Nieprawda, nigdy nie byłem w sobie zakochany. Serio? - Naprawdę. Ale bez przerwy mi to wmawiali, przez zawiść. Tak we mnie strzelali, bo chodziłem w uprasowanych spodniach, w śnieżnobiałej koszuli, dobrze ostrzyżony. Więc kocha siebie, bo się dobrze ostrzygł. A ja od dziecka chodziłem do fryzjera. A kto panu prasował? - Mama, a częściej niania. Pana wygląd smokingowy był buntem przeciw szarości PRL? - Nie, tak mnie ukształtowali rodzice i babka. Że trzeba mieć maniery. Że człowiek cywilizowany nosi garnitur, koszulę, krawat. Że myje zęby, ma czyste paznokcie. W PRL-u wypisywali o mnie rzeczy nawet dzisiaj wstydliwe. Dla tych, którzy pisali, nie dla mnie. Co takiego? - Przypomnę tytuły: "Fanaberie Kaczyńskiego", "Robotnicy we frakach" - i to poważni publicyści w poważnych gazetach. To była ich reakcja, że na festiwalu w Łańcucie wprowadziłem stroje wizytowe.