"Tartuffe albo Szalbierz" w reeż. Jacquesa Lassalle'a w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Agnieszka Olczyk w Didaskaliach.
Nie musi nosić beretu z wiadomo jakiego materiału, żebyśmy natychmiast rozpoznali, co to za kobieta. Pani Pernelle (Anna Chodakowska), o postarzałej, grubo upudrowanej twarzy, wytacza się na scenę na wózku, od strony wejścia dla widzów, po wyściełanym pluszem podeście. Ze świątobliwą miną, kontrastującą z sylwetką herod-baby, odmawia różaniec, od czasu do czasu okładając nim (w odruchu nibysamobiczowania) upośledzoną służącą (Izabela Gwizdak), pchającą wózek. Na scenie oczekuje jej rodzina - synowa z bratem, wnuki. Nikt nie traktuje jej apodyktycznych, złośliwych uwag poważnie, każdy stara się raczej ukryć pobłażliwy uśmiech. Niemniej pani Pernelle budzi nieprzyjemne skojarzenia. Fanatyzm, nietolerancja, brak posłuchu dla argumentów drugiej strony, przypisywanie sobie wyłączności na interpretację wiary... Lassalle ubrał aktorów Tartuffe'a w kostiumy z epoki, nie starał się też uwspółcześnić tekstu Moliera. Pozwolił wybrzmieć