Między "Elektrą" Giraudoux a "Sułkowskim" Żeromskiego nie istnieje żadna zbieżność ani literacka, ani teatralna, ani problemowa. Łączy je co najwyżej enigmatyczny fakt, iż są to przede wszystkim sztuki "aktorskie", ale jakiż z utworów scenicznych starszej i młodszej klasyki nie jest sztuka aktorską? Kiedy Kazimierz Dejmek wyatawił jesienią ubiegłego roku "Elektrę" - wywołał pewne zdumienie. Ukryty za tekstem i wykonawcami odcinał się jak gdyby od swej sławy "inscenizatora", którą potwierdzał jeszcze niedawno (w styczniu 1972) realizacją "Henryka VI na łowach" w łódzkim Teatrze Wielkim. "Elektrę" przyjęto z życzliwą reżyserowi kurtuazją, nie stała się wszakże wydarzeniem jakiego oczekiwano. Odpowiedzialnością za brak sukcesu obarczono zresztą i autora; tekst wydał się nieco przestarzały, jego poetyckie uroki nie dla wszystkich już oczywiste. W parę miesięcy później sięgnął Dejmek po "Sułkowskiego", utwór wyrosły w cieniu "Popi
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura