Nie przestaję myśleć o Robercie Rożdiestwienskim, poecie rosyjskim, z którym kiedyś byliśmy sobie bliscy, potem rozstaliśmy się i ja przez ponad trzydzieści lat nie przyjeżdżałem do jego kraju, a on na samym początku przyjechał raz do Warszawy (który to był rok? można sprawdzić, bo pamiętam pokaz filmu "Baza ludzi umarłych", na który go wprowadziłem, nim zabrałem do nas na kolację, przyszedł na nią także Witold Dąbrowski z Irką), no i wtedy właśnie doszło do tej scysji gwałtownej, po której, jeśli nawet bywał w Polsce, to się do mnie już nie odzywał. Poszło, ależ tak, o Polskę, o Rosję, o socjalizm, w który Robert chciał jeszcze wierzyć i wymawiał nam małostkowość, wyrzekanie się zbyt pochopne świetlanego marzenia, ironiczne wywyższanie się "Europejczyków" nad słowiańskimi braćmi, akceptującymi - w imię nadrzędnego celu - surowy ład swego państwa i ubóstwo egzystencji powszedniej. Czułem się zaskoczony i rozczarowany, b
Tytuł oryginalny
J.B., R.R. i inni
Źródło:
Materiał nadesłany
Więź nr 12