"Shitz" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Patrycja Śledziewska w Polsce Metropolii Warszawskiej.
Hanocha Levina nazywają izraelskim Beckettem. W Polsce mógłby być Gombrowiczem. Uchodzi za największego współczesnego dramaturga Izraela i jest bodaj najciekawszym odkryciem teatralnym ostatniego kilkunastolecia. Jego sztuki robią w świecie, także w Polsce, coraz większą karierę. "Krum" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego był ogólnopolskim wydarzeniem minionej dekady. Teraz w stołecznym teatrze Ateneum można oglądać spektakl "Shitz" według sztuki "Shitz" Levina. "Shitz" to sztuka o pozornie zwyczajnym rodzinnym czworokącie. Nie najwyższej urody córka marzy o ślubie z kimkolwiek. Ojciec, choć niechętnie, zapłaci każde pieniądze temu, kto się z nią ożeni. Matka będzie się chciała wyrwać z domowego kieratu, najlepiej do Ameryki. Pewnego dnia zjawi się wreszcie kandydat na męża. Ale zamiast szczęśliwego finału - kłopotów tylko przybędzie... Bo Levin nie ma złudzeń na temat ludzi. W niby-lekkiej formie, raz dramatycznej, raz kabaretowej (w