"Iwona" w reż. Piotra Cieślaka w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Lokując akcję przerobionej "Iwony, księżniczki Burgunda" na studziennym podwórku czynszówki w czasach okupacji, Piotr Cieślak zrzucił towarzystwo z piedestału arystokratycznego na społeczne doły z tzw. pretensjami do wielkiego świata. Wybór miejsca to jedno, a czasu drugie - tu z kolei "Iwona" miała stać się kluczem do krytyki polskiej ksenofobii, antysemityzmu przede wszystkim. Stąd sugestie, że być może Iwona to uciekinierka z getta - na początku spektaklu zsuwa się po prześcieradle z wyszczerbionego muru, oddzielającego zamknięty świat od klaustrofobicznego podwórka ze świętą figurą, a w tyradach Filipa wyraźne echa "hitlerowszczyzny" - młody bohater co pewien czas zachowuje się niczym bojówkarz na masówce młodzieży wszechpolskiej. A ponieważ i Król tu nie jest królem prawdziwym, ale rzeźnikiem Ignacym, sprawa się dodatkowo komplikuje, zwłaszcza że Cieślak w drugiej części przedstawienia zapomina o rzeźnickim rodowodzie familii Kró