"Zdaje mi się, że ten dobry starzec stworzył sobie los o o wiele lepszy niż wszyscy ci królowie, z którymi mieliśmy zaszczyt wieczerzać" - powiedział Kandyd po wizycie u starego Turka, który uprawiając swój ogródek uniknął wielu niedoli i nieszczęść na tym "najlepszym ze światów". Przed siedmiu laty, kiedy warszawski Teatr Dramatyczny wystawił po raz pierwszy "Romulusa", nie pomyślałam o ogródku Kandyda ani o działce, na której zmęczony historią bohater noweli Marii Dąbrowskiej znalazł spokojną przystań. Dobre to były czasy dla pisarzy, którzy, korzystając z chaosu pojęć o świecie pozbawionym równowagi i rozsądku, epatowali umysły zdezorientowanych takimi powiastkami; ich efektowne parabole wydawały się źródłem mądrości; wieloznaczność, jaką się chełpi autor, była potwierdzeniem bezradności, jaką wobec trudnych do wytłumaczenia zjawisk odczuwali widzowie. O "Romulusie" napisałam wtedy dzieło
Tytuł oryginalny
Irracjonalna powiastka Dürrenmatta
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 10