"Wędrowiec" w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Małym w Warszawie. Pisze Agnieszka Rataj w Życiu Warszawy.
Jeśli cechą ostatnich warszawskich premier jest przeciętność, "Wędrowiec" Wojciecha Malajkata wpisuje się w ten nurt. Wieczór w Teatrze Małym zalicza się bowiem do tych, które łatwo i szybko się spędza, ale o których równie szybko się zapomina. Spektakl miał być opowieścią o grze w karty z diabłem, o nadziei na odkupienie, która przeciwstawia się złu. Zobaczyliśmy obyczajowy obrazek z życia kilku Irlandczyków rozgrywających w Wigilię partię pokera obficie podlewaną alkoholem. Na scenie Małego nie brakuje więc widowiskowego zataczania się i pijackich "zjazdów", męskich przepychanek, mało zabawnych dowcipów i porażających swoją głębią zamyśleń nad sensem nędznego ludzkiego żywota. Najzabawniejszy (niezamierzenie) jest operetkowy i przerysowany diabeł - pan Lockhart Krzysztofa Wakulińskiego, który próbuje przestraszyć grzesznika Sharky'ego (Zbigniew Zamachowski) wizją piekła. Podkreślający jego demoniczność punktowy reflekto