"Łysa śpiewaczka" w reż. Macieja Prusa w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Ani na jotę się nie zestarzał. Przynajmniej w tym przedstawieniu, precyzyjnym i niezawodnym jak szwajcarski zegarek - Maciej Prus, jeden z niegdysiejszych młodych zdolnych, dzisiaj należący do generacji klasyków, pokazał, co potrafi prawdziwy mistrz, kiedy pracuje z aktorami wysokiej próby. "Łysa śpiewaczka" to przedstawienie, które sprawia rozkosz - wszystko w nim pasuje: rytmy, postacie, dialog, dekoracje, kostiumy, porozumienie z widzem. To podręcznikowy pokaz sprawności technicznej i myślenia teatrem. Anna Seniuk jako pani Martin każdym swoim mierzonym gestem budzi żywiołowe reakcje. Gra wyraziście, nie szczędzi ekspresji, ale trzyma ją na wodzy. Porusza się kocimi ruchami, stale lustruje otoczenie i zakamarki domostwa państwa Smith. Jacek Mikołajczak w roli jej męża dotrzymuje kroku dynamicznej połowicy, choć sprawia wrażenie zadowolonego z siebie leniwca. Ale i on pokazuje pazury, niemal szaleje w starciu z żoną, której nie rozpoznaje, tak rutyna