W teatrze coraz więcej cudów i upiorów, snów i niesamowitości. Niekoniecznie dla dzieci.
Co to są bajki ponowoczesne? Makabreski i opowieści niesamowite dla dorosłych otwierane popkulturowym kluczem. Aglomeracyjne strachy na Lachy, czyli "urban legends" katalogujące zasadzki wielkomiejskiej dżungli. Historie, które można interpretować na kilku poziomach, jak powieściowy cykl Lemony'ego Snicketa o sierotkach Baudelaire, jak komiksy Neila Gaimana, jak filmy Urna Burtona. Teraz teatr zaczął straszyć. Ale po co nam takie bajki? Czyżbyśmy potrzebowali ciarek na plecach, żeby zrozumieć coraz dziwniejszy świat? "Sandman" Igora Gorzkowskiego jest jak dziwny sen nad ranem. Chcemy pospać dłużej dla samej przyjemności, ale do głowy włazi nam jakieś dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. To nowa wersja opowieści o mordercy, który sypie ofiarom piasek w oczy, usypia je, kradnie ich sny, a potem wydłubuje im gałki oczne do kolekcji. Bohater wędruje po upiornym mieście, trafia na inną imprezę, niż chciał, rozmowy brzmią podejrzanie, fakty zaczynaj�