Oglądając "Dawne czasy" Pintera w warszawskim Teatrze Współczesnym przez cały prawie czas przedstawienia ulegałem złudzeniu, że siedzę u siebie w domu przed telewizorem i jestem nieproszonym, czy mimowolnym świadkiem tego, co się dzieje na scenie. Nie dlatego, bym uważał, że to sprawy sekretne czy wstydliwe. W moim odczuciu izolacji - bo tak można by określić owo złudzenie - nie było żadnych niezdrowych dreszczów. Wynikało ono nie tyle z intymnego charakteru zwierzeń bohaterów, co raczej z formy widowiska. Było funkcją założeń dramaturgii Pintera. Myślę zresztą, że nie byłem odosobniony w swoich odczuciach. Moi sąsiedzi zachowywali się podobnie; nie czuliśmy wzajemnie naszej obecności, nie przeszkadzaliśmy sobie. Przeżywaliśmy w tradycyjnym teatrze skutki kontaktu z telewizją, nieświadomie aprobując je; wbrew prawom społecznej recepcji sztuki teatru uciekliśmy w odosobnienie, wyrosłe na gruncie o
Tytuł oryginalny
Intymnośc prawie telewizyjna
Źródło:
Materiał nadesłany
Argumenty nr 13