"Legenda" w reż. Bogdana Cioska w Teatrze Groteska w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
W "Legendzie" Bogdana Cioska mit ma woskową skórę trupa. Na scenie - kostnica najmarniejsza z marnych. Toporne łoże dla zwłok, z szarego sufitu tuleja sinego światła, mgła wyłażąca z czerni, niewiele więcej. No proszę, zapomniałbym. Na śmierć bym zapomniał: jeszcze sześć oddechów słabych jak piasek. W "Legendzie" Cioska lekko pastelowe, ciepłe Stanisława Wyspiańskiego bajanie o prapoczątkach naszych, o królu Kraku i dzielnej córce jego Wandzie - to lodowata dziura umrzyków gdzieś na zapomnianych krawędziach miasta. Garść ludzkich lichot, co nawet nie mają imion - Pierwsza (Katarzyna Krzanowska), Druga (Małgorzata Hachlowska), Trzecia (Monika Filipowicz), Pierwszy (Marek Karpowicz), Drugi (Włodzimierz Jasiński) i Trzeci (Paweł Mróz) - sposobi zwłoki do ostatniej drogi. A czas - jaki jest? Wczoraj? Tysiąc lat temu? Jest każdy czas - taka natura kostnic. Choćby dziś. Dziś, teraz, garść lichot jeszcze żywych obmywa woskowe ciało lichoty ju