Zacznę od końca, czyli od początku. W program zaopatruję się bowiem, jak wszyscy, przed spektaklem, ale do środka zaglądam po. I często bywam dramatycznie rozczarowana, z tej racji; że traktuję program jako część całości. Możliwe, że niesłusznie. Niekiedy nie udaje mi się przeniknąć powodów, dla których teatry drukują programy. Wyjątkowo trafiam na przepiękny, edytorsko wysmakowany druk, a jeśli w dodatku zawartość koresponduje ze spektaklem, z radością często do niego zaglądam. Wreszcie, choć zdecydowanie zbyt rzadko, zdarza się - to ideał - że teksty zamieszczone w programie otwierają rozmaite nowe drogi myślenia o spektaklu, przywołują konteksty i bez wskazywania palcem zwracają uwagę na możliwości rozumienia tego, co zdarzyło się na scenie. Tym razem było zupełnie zaskakująco. Na stoliku, gdzie zwykle wykładano programy, coś było - ale tak dziwnego formatu, że zmylona część publiczności w ogóle stolik ominęła. Przeoc
Tytuł oryginalny
Interwencja operetką
Źródło:
Materiał nadesłany
Didaskalia Gazeta Teatralna nr 12