Śmierć jest tutaj po prostu brakiem, w ciągu godziny ze sceny znikają kolejne osoby, robi się coraz bardziej pusto - o spektaklu "Pakujemy manatki. Komedia na osiem pogrzebów" w reż. Iwony Kempy z Teatru im. Horzycy w Toruniu prezentowanym podczas Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach pisze Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.
"Pakujemy manatki" Hanocha Levina w reżyserii Iwony Kempy to przewrotna komedia na osiem pogrzebów. Komedia, która każe pamiętać o śmierci na co dzień, a nie tylko między kolejnymi pogrzebami. W czarnej pustej przestrzeni scenograf Tomasz Polasik ustawił tylko kilkanaście krzeseł, usytuowanych pod ścianami. W tej swoistej poczekalni postaci będą nieustannie czekać. Jedni na szczęście, inni już tylko na śmierć. Bo przecież zaczynamy umierać już w dniu narodzin. Ale chociaż świadomość nieubłaganego końca towarzyszy nam przez całe życie, wciąż kurczowo trzymamy się dążenia do szczęścia. Choć przedstawienie Kempy nieustannie krąży wokół śmierci, ta ani razu nie dokonuje się ona na scenie. Z grona postaci po prostu raz po raz ktoś znika, następnie na scenę wjeżdża katafalk z ciałem w białym prześcieradle. Śmierć jest tutaj po prostu brakiem - w ciągu godziny ze sceny znikają kolejne osoby, na scenie robi się coraz bardziej pusto