Sztuka w sieci nas ratuje, ale organizm woła o coś bardziej pożywnego. Sięgam więc po książki. Wahadło wychyliło się naprawdę daleko. To już nie "Marvel's: The Punisher" czy "13 Reasons Why", ale Juliusz Słowacki, gigant szalonej wyobraźni.
Chcesz się wyrwać z zamknięcia? Z naszymi codziennymi podpowiedziami, krążąc między salonem a kuchnią, poczujesz się jak w czytelni, sali koncertowej, galerii. Zapisz się na specjalny kulturalny newsletter. Dwa miesiące przymusowego korzystania z kultury w sieci, oglądania niezliczonej ilości seriali, retransmisji przedstawień operowych i teatralnych, efektów różnych spontanicznych skrzyknięć i mobilizacji zespołów artystycznych, grających w małych okienkach "Bolero" i inne arcydzieła klasyki - szanuję i trzymam kciuki, ale czuję się już przesycona internetem. Nawet jeśli wpadają doń takie fajne rzeczy, jak "Piosenka jest dobra na wszystko" z popisowym wejściem mojej ulubionej komediantki Anny Seniuk. Z zachodu na wschód, z sieci do papieru Sztuka w sieci nas ratuje, ale organizm woła o coś bardziej pożywnego. Sięgam więc po książki, co jest czynnością wypartą ostatnio przez inny odruch: otwierania filmowego serwisu Netflixa.