- Młodzi są odcięci od własnej tradycji, nie znają polskiej klasyki, która jeżeli już jest pokazywana w telewizji, to z reguły jako kicz, w którym ładni, wymalowani aktorzy recytują wierszyki - mówi Tadeusz Słobodzianek w rozmowie z Anną Bikont z Gazety Wyborczej.
Anna Bikont: "Kowal Malambo" w reżyserii Ondreja Spišaka, którego premiera odbędzie się 15 września w Warszawie, rozpoczyna się od sceny, w której Jezus tańczy flamenco i śpiewa, że nikt go nie kocha, nie lubi, nie szanuje, nie słucha. Rzecz dzieje się na prerii argentyńskiej w XIX wieku. Czyli opowiadasz o dawnych złych czasach? Tadeusz Słobodzianek: Na końcu sztuki przenosimy się jednak we współczesne czasy. Pan Jezus wsiada na osiołka i zapowiada, że musi jechać przez Atlantyk do kraju tego Polaka Sławnego, żeby posprzątać. Okazuje się zresztą, że ten najbardziej znany Jezusowi Polak to Witold Gombrowicz. - Większość Twoich sztuk, nie tylko "Kowal Malambo", krąży wokół podstawowych problemów religijnych: "Prorok Ilja", "Car Mikołaj", również przecież "Merlin" i "Turlajgroszek". Próbujesz zasłużyć sobie na zbawienie? - Tak, rzeczywiście, próbuję, ale tak, jak rozumieli to gnostycy. Chyba mam potrzebę mówienia o Bogu, która ich zdani