Janusz Opryński, współzałożyciel Teatru Provisorium, reżyser, jedna z legend teatru alternatywnego robi dziś najważniejsze spektakle w polskim teatrze. Spektakle, które wymagają od nas uważności. - Mój teatr jest trochę w poprzek czasowi - mówi artysta w rozmowie z Waldemarem Suliszem w Dzienniku Wschodnim.
Waldemar Sulisz: Nad czym teraz pracujesz? Janusz Opryński: 13 grudnia odbyła się premiera spektaklu "Biesy" w Teatrze Dramatycznym. To jest moja trzecia realizacja Dostojewskiego. A jeszcze szerzej to jest Rosja, w której ciągle jestem. Ostatni rok był dla mnie szaleńczy. Zrobiłem "Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa w Opolu, potem "Wszystko płynie" w Teatrze Soho no i "Biesy". Trzy dość potężne narracje. "Biesy" to koprodukcja Teatru Provisorium i Teatru Dramatycznego. Przypomnijmy, że 28 lutego odbędzie się lubelska premiera "Biesów". To wszystko zaczęło się dużo, dużo wcześniej? - W teatrze alternatywnym, w teatrze studenckim. Dostojewski był dla nas zawsze ważnym pisarzem. Wtedy odważaliśmy się zrobić jedynie fragmenty z jego dzieł. W spektaklu "Z nieba, przez świat, do samych piekieł" Jacek Brzeziński sam odgrywał "Rozmowę przy koniaczku", "Śmierć Kiriłłowa" i "Rozmowę z diabłem". Z czasem dojrzałem do całych tekstów "Braci Karamaz