EN

19.06.1990 Wersja do druku

Intelekt bez przyprawy

Na scenie jest szara rupieciarnia, w której jakby się po­mieszały style i epoki, a na do­datek szykuje się remont albo wielkie sprzątanie. Niby salon, a może teatr w salonie lub sa­lon w teatrze? Chyba teatr, bo pojawiają się aktorzy. A może nie teatr, bo ci aktorzy nadymają się, imponują patosem i frazesami, zu­pełnie jak w życiu. Cokolwiek ustalimy, wkrótce zorientujemy się, że uczestniczymy w jeszcze jednej narodowej maskaradzie. Pojawiają się w niej postacie, ucieleśniające niektóre z pol­skich nieśmiertelnych stereoty­pów. To nasi XIX-wieczni pra­dziadowie, co to dzielnie piersi nadstawiali albo nie ryzykowa­li, ale patriotycznie i solidarnie gorzki chleb wygnania jedli, w podnieceniu oczekując krajo­wych emisariuszy. Pradziadowie smędzą i ględzą, ale przynudziwszy, co raz czymś zaskoczą, co nielogiczne jakieś, z innej rzeczywistości, sarkaz­mem podszyte, Gombrowiczem zalatujące, nawet świętość plu­gawiące. Z czasem się oka

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Intelekt bez przyprawy

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Robotnicza nr 141

Autor:

Tadeusz Burzyński

Data:

19.06.1990

Realizacje repertuarowe