Nonszalancja Grzegorzewskiego wywoływała u niektórych stres, a nawet irytację. Czesław Miłosz krakowskie "Dziady" określił słowem "hańba". 9 kwietnia minęła siódma rocznica jego śmierci.
Lubił mówić, że właściwie jest inspicjentem. To brzmiało jak kokieteryjny żart, ale znaczyło więcej. Inspicjent tworzy czas przedstawienia, wywołując aktorów i dając hasła do zmian na scenie. Teatr działa przede wszystkim poprzez następstwa czasowe i jeżeli Grzegorzewski był w swoich procedurach artystycznych podobny do inspicjenta, to dlatego, że zajmował się nie własnymi obrazami, ale tym, co dzieje się na widowni. Tak prawdopodobnie właśnie było, choć dla wielu widzów okazało się to trudne. Kłopot ten nie był jednak chyba, jak kiedyś sądziliśmy, naturalnym następstwem szczególnej wyobraźni artysty, ale należał do pewnej strategii. Weźmy postać tak niedzisiejszą, jak Guślarz z "Dziadów". W warszawskim przedstawieniu patetycznie zapowiadał obrzęd, po czym - opisała to Małgorzata Sugiera - wyciągał okularki, profesorskim spojrzeniem badał Widmo Gustawa, teatralnym gestem rozrzucał ziarno, a potem zbierał swoje rzeczy jak aktor,