- Posługuję się mistyfikacją tak jak Coetzee. Chowam się za bohaterami "Końca". Ale oczywiście za tą mistyfikacją kryje się coś znacznie poważniejszego. Ten spektakl jest pierwszym przeczuciem końca - mówi KRZYSZTOF WARLIKOWSKI przed premierą "Końca" w Nowy Teatrze w Warszawie.
Tuż przed premierą swojego spektaklu "Koniec" Krzysztof Warlikowski opowiada o autobiograficznych wątkach w swej twórczości, tułaczce, na jaką się skazał, psychoanalizie, jakiej sam na sobie próbuje, oraz o Kościele - opium dla sumienia Już pan wie, że nie tylko inni umierają? - Zmaganie się z różnymi tematami w teatrze nie pozostawia człowieka czystym. Tak samo jak samotne przebywanie pisarza ze swoimi duchami nie pozostaje bez wpływu na jego psychikę, lęki, strach, myślenie. Artysta czuje uniwersalny lęk. Boję się sztuki o uniwersalnym lęku, jeśli nie stoi za nim osobisty lęk Krzysztofa Warlikowskiego. - Co ja poradzę, że tak to czuję? Mam 48 lat i jestem na drodze ucieczki od świata, który wciąż we snach mnie więzi. "(A)pollonia" była stanem zawałowym, wyszedłem z niego i drążę dalej, ale chyba nie mam ambicji, żeby dotykać mojego własnego końca. Ze strachu? - Nie, ten spektakl to są raczej zapiski ze złego roku. Spektakl "Konie