EN

12.10.2022, 10:59 Wersja do druku

Inspicjent Waldemar Trębacz - człowiek-orkiestra... Wspomnienie z Teatru Lubuskiego

O tym, że 10 października jest Światowym Dniem Inspicjenta dowiedziałem się ze strony internetowej Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze. Pisze Waldemar Matuszewski.

fot. Waldemar Szmidt

Kiedy wiele lat temu graliśmy w Lubuskim "Pana Tadeusza" (premiera wyjazdowa w Głogowie, 18 II 1994, a potem jeszcze ponad 140 spektakli), Waldemar Trębacz - inspicjent Teatru Lubuskiego przez ponad 40 lat (zaangażowany w 1976 roku przez dyr. Tadeusza Pliszkiewicza) - dodatkowo czuwał nad tekstem, występował więc w podwójnej roli: jako inspicjent-sufler, ale nie tylko... 

Niektóre tytuły Waldemar prowadził w kostiumie - bo na dodatek grał jeszcze w danym spektaklu małą rolę, tak było np. w "Zemście" (premiera 31 XII 1994 r.), gdzie Waldemar grał Perełkę - na służbie Cześnika. Wtedy - już ucharakteryzowany i w kostiumie - odchodził od pulpitu inspicjenta i wkraczał w strefę scenicznego światła. Łączył więc aż trzy funkcje w jednym spektaklu! Miało to dodatkowe znaczenie w objeździe - nie musieliśmy powiększać wyjeżdżającego zespołu o dodatkowe osoby (diety, pokoje hotelowe etc.). Ale doświadczony inspicjent potrafił też jednocześnie być dyrygentem...

Muzykę do zielonogórskiego "Pana Tadeusza" napisał ówczesny dyrektor Filharmonii Zielonogórskiej, maestro Czesław Grabowski. Muzyka była piękna i czuła. Tak była piękna, że często ci, którzy w spektaklu nie grali stali w kulisach - specjalnie dla niej: szefowa garderobianych "Indira Gandhi", czyli pani Wanda Bogucka, młodsza garderobiana Dorota Kubczak, pani kierownik Helena Bondyra, montażyści i ja - jak zaczarowani, kompletnie nią urzeczeni. Osobny spektakl dawał za kulisami (zupełnie nieświadom występu) ten, który za przebieg spektaklu odpowiadał.

Waldemar Trębacz jako inspicjent-kapitan przy swoim pulpicie za kulisami, także muzyką maestro Grabowskiego porwany i urzeczony, prowadził spektakl w muzycznym natchnieniu. Ponieważ Waldemar to dusza w najwyższym stopniu umuzykalniona (tak, jak i jego żona Dobrosława, inspicjent na Scenie Lalkowej w Teatrze Lubuskim, zaangażowana w roku 1975 przez dyr. Ryszarda Żuromskiego), więc całe piękno tej muzyki płynęło za każdym spektaklem poprzez jego pełne nut serce. Waldemar stał za pulpitem inspicjenckim - i dyrygował! Dosłownie: zamaszyście przerzucał kolejne karty leżącej na pulpicie adaptacji "Pana Tadeusza" i... dyrygował - dłońmi wykonywał nad scenariuszem subtelne czarodziejskie ruchy - bo dla niego to była partytura orkiestrowa!

W muzycznym zapamiętaniu dyrygował Waldemar całym spektaklem - wejściami aktorów, światłami i wejściami dźwięku, ale też (i trzeba go było widzieć!) samą muzyką, która to wszystko niosła! W to dyrygowanie wpisane były dyspozycje, jakie wydawał przez interkom: aktorom, akustykom, oświetleniowcom, rekwizytorowi, garderobianym i montażystom - więc czasem je do swojego mikrofonu po prostu wyśpiewywał albo przynajmniej nucił. Muzyka była silniejsza od niego. Pulpit inspicjenta stawał się pulpitem dyrygenckim, a wieloletni inspicjent Teatru Lubuskiego, Waldemar Trębacz, stawał się człowiekiem-orkiestrą!

***

Na zdjęciu z „Zemsty”: Tomasz Karasiński (Cześnik), Waldemar Trębacz (Perełka), Wojciech Romanowski (Dyndalski).

Źródło:

Materiał nadesłany