Molier ma ostatnio szczęście w Warszawie. Po zaskakującej "Szkole żon" Jana Englerta w Narodowym, kolejny sukces: "Don Juan" Jarosława Kiliana w Polskim.
Inny to "Don Juan", niepodobny do tych, których widywaliśmy w Polsce ostatnio. Nie jest więc Don Juanem znużonym powodzeniem, podstarzałym Casanovą, którego przesyt męczy, a jedynie rutyna skłania do kolejnych podbojów czy też szyderstw z otoczenia. Niezwykle płodny okazał się pomysł Kilianów (bo udział scenografa, Adama Kiliana w nadaniu kształtu temu spektaklowi byłby trudny do przeceniania) przeniesienia czasu akcji na schyłek klasycyzmu, czas markiza de Sade'a, zbliżającej się rewolucji, wielkiego przesilenia. Dzięki tej perspektywie czasowej uwidoczniło się nie tylko libertyńskie prekursorstwo tekstu - to w końcu już wszyscy wiedzieliśmy - ale, co ważniejsze, sylwetki obu bohaterów, pana i jego sługi. Sługa, przedstawiciel publiczności, tchórzliwy potakiwacz, ale zarazem skryty wielbiciel i zawołany przeciwnik swego pana, ofiara stereotypów, stająca przed trudnymi pytaniami to niemal uosobienie zrewoltowanego ludu przed przebudzeniem. W nim j