Na festiwalu w Bregencji kolejne, po "Królu Rogerze" Karola Szymanowskiego i "Pasażerce" Mieczysława Weinberga, odkrycie związane z Polską: prawykonanie opery Andrzeja Czajkowskiego "Kupiec wenecki". Okazała się dziełem wybitnym - pisze Dorota Szwarcman w Polityce.
Nazwisko, które łączyło Andrzeja z rosyjskim kompozytorem Piotrem, nie było prawdziwe. Naprawdę nazywał się Robert Andrzej Krauthammer i pochodził z zasymilowanej rodziny żydowskiej. Czy Piotr Czajkowski był ulubionym kompozytorem jego babki, która załatwiła na to nazwisko aryjskie papiery, czy był to przypadek - tego się już nie dowiemy. Jedno jest pewne: Andrzej nie znosił muzyki Piotra i nigdy nie chciał jej grać. Dlaczego więc pozostał Czajkowskim? Najpierw dlatego, że po wojnie lepiej było nosić nazwisko brzmiące po polsku. Potem - ponieważ pod nim zrobił karierę. W Polsce starsze pokolenie muzyków pamięta go przede wszystkim jako wybitnego pianistę. Być może pamiętałoby lepiej, gdyby na konkursie chopinowskim w 1955 r. otrzymał nagrodę wyższą niż ósma. W rok później na równie prestiżowym Konkursie im. Królowej Elżbiety w Brukseli zdobył trzecie miejsce. Wrócił jeszcze po nim na chwilę do Polski, ale w 1957 r., wyjeżdżając n