"Aktor" w reż. Michała Zadary w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.
Tak chyba nie zaczyna się żadna polska sztuka XIX-wieczna. Bankructwo firmy Gluckschnella doprowadza do ruiny rodzinę hrabiego Jerzego. Nieostrożnie inwestujący bohater staje się winny upokorzenia i deklasacji matki oraz siostry. Ma do wyboru samobójstwo albo wieczne udawanie, że nic się nie stało. Że nie trzeba było sprzedać zamku, upłynnić rodowych pamiątek, że można żyć za pożyczone. Prawdziwy bohater romantyczny w tej sytuacji najpewniej strzeliłby sobie w łeb, narzekając najpierw na fatum, Boga i niewdzięczny lud. Ale Jerzy od Norwida nie jest bohaterem romantycznym. Namówiony przez przyjaciela, aktora legendę, Pszonk-Kina, trafia na scenę, święci triumf w roli Hamleta i zaczyna zarabiać pieniądze. Michał Zadara przenosi tę sztukę do naszej współczesności, ale nie skreśla Norwidowi ani słowa i nic mu nie dopisuje. Publiczność usadzona na obrotówce wiruje między trzema miejscami akcji: jesteśmy w skopiowanej w skali 1:1 teatralnej