Teatr Narodowy za nowej dyrekcji zabrał się za lansowanie mało znanych, a posiadających polskie wątki pozycji z repertuaru światowego. Dlatego wystawienie "Chopina" Giacoma Oreficego, włoskiej opery z początku XX wieku, nie wywołuje zdziwienia. Powstaje jednak pytanie: czy warto wystawiać dzieła, które z trudem wytrzymują próbę czasu, gdy arcydzieł na naszych scenach brakuje. "Chopin" to przedziwna hybryda. Muzyka wielkiego Polaka ubrana jest w arcysłodkie barwy orkiestrowe. Orefice wydaje się być dzieckiem epoki weryzmu, ale ustępuje włoskim mistrzom tego stylu, jak Leoncavallo i Mascagni. Wykorzystuje jednak modernistyczne libretto Angiola Orvieta, pełne metaforycznych obrazów i ledwie zaznaczonej akcji. Nic dziwnego, że reżyser Michał Znaniecki spróbował przełożyć tekst dzieła na cykl własnych poetyckich impresji. Nie zawsze jest to czytelne i zrozumiałe, co przy podobnych założeniach inscenizacyjnych można wybaczyć. Każdy zna
Tytuł oryginalny
Impresja kiczem uszyta
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie nr 109