"Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie" - wołał do rozbawionych widzów ustami swego Horodniczego Gogol w "Rewizorze". O to samo można by zapytać wielu z publiczności, która głośnymi wybuchami śmiechu wita rozliczne przygody prowincjonalnego kacyka - dyrektora w komedii Słotwińskiego i Skowrońskiego, zaśmiewa się z lizusa-biurokraty, czy też kuzynka-bikiniarza, odznaczającego się specyficzną elegencją i ogromnym wstrętem do pracy. Nie oznacza to oczywiście, abyśmy w parze autorskiej Słotwiński - Skowroński witali polskiego Gogola, a ich nową komedię uważali za arcydzieło. Ale "Imieniny pani dyrektora" mimo rozlicznych błędów i braków, są satyrą dobrą i ostrą, trafiającą w ludzkie wady i przywary bardzo dla naszego społeczeństwa typowe. A jak wiemy, "leczenie śmiechem" stosowane w wypadkach takich właśnie chorób, daje rezultaty znakomite. Wielki Gogol mówił: "Śmiech, to potężna rzecz: nie pozbawia nikogo życia, ani a
Tytuł oryginalny
Imieniny pana dyrektora
Źródło:
Materiał nadesłany
źródło nieustalone