Usłyszałem od znajomych: "O, będziesz grał naszego ukochanego Mocka!". A przecież to jest obleśny alkoholik i psychopata! - opowiada Konrad Imiela, który wcielił się w postać Eberharda Mocka w spektaklu "Koniec świata w Breslau" wg powieści Marka Krajewskiego.
Dorota Oczak: Polubił pan Mocka? Konrad Imiela: Nie muszę go lubić, żeby go rozumieć. Muszę znać jego motywację. Eberhard Mock to nie jest dobry człowiek. To egoista, tyran, alkoholik, a nawet "damski bokser" - sam tak o sobie mówi. Jednocześnie to bardzo dobrze napisana postać. Nie jestem fanem kryminałów. Nie czytałem wcześniej książek Marka Krajewskiego, choć oczywiście znałem je z opowieści. Cieszę się, że wystawiamy właśnie "Koniec świata...". Tam Eberhard jest znakomicie pokazany przez pryzmat obsesji związanej ze spłodzeniem syna i urażonej męskiej dumy po ucieczce żony. Prowadzone przez niego śledztwo toczy się obok, jakby przy okazji. Nie ono jest najważniejsze. Coś was łączy? - Mock był celebrytą swoich czasów. Miał eksponowaną pozycję radcy kryminalnego, mam wrażenie, że cieszył się autorytetem. Proszę przypomnieć sobie sytuację, gdy kelner w restauracji dowiedział się od przełożonego, kim jest obsługiwany