- Nasza scena, z widownią dla 1070 osób, daje ogromne możliwości. Np. w przypadku "Notre Dame do Paris", po odliczeniu wszystkich kosztów, z każdego spektaklu zostaje nam 25 tys. zł. Oczywiście przy założeniu, że gramy dla kompletu publiczności - rozmowa z Igorem Michalskim, dyrektorem Teatru Muzycznego w Gdyni, Bogdanem Gasikiem, wicedyrektorem Teatru Muzycznego w Gdyni i Mateuszem Gigiewiczem, głównym specjalistą ds. umów licencyjnych Teatru Muzycznego w Gdyni.
Maciej Drzewicki, Grzegorz Kubicki: Bilety na wasze spektakle trzeba rezerwować z wielotygodniowym wyprzedzeniem, nieważne, czy na broadwayowski hit, czy adaptacje polskiej literatury. Teatr Muzyczny jest skazany na sukces czy po prostu wiecie coś, za co w wielu innych teatrach gotowi byliby zabić? Igor Michalski: -Gdyby to było takie proste... Zacznijmy od początku, nasz teatr sformatowała legendarna Danuta Baduszkowa. W latach 60. nie było dostępu do musicali brodwayowsko-westendowskich, postawiła więc na adaptacje literatury - światowej i polskiej. To, co ona zapoczątkowała, kolejne dyrekcje kontynuowały. Najwięcej doniosłych literacko rzeczy powstało za kadencji Macieja Korwina - "Sen nocy letniej", "Lalka". Najnowsze przykłady z tej kategorii to "Zły" i "Wiedźmin". A już teraz mogę zdradzić, że przygotowujemy się do inscenizacji "Mistrza i Małgorzaty", w reżyserii Janusza Józefowicza, z muzyką Janusza Stokłosy. Cały ten trend przenoszenia na desk