"Ifigenia. Nowa tragedia według wersji Racine'a" w reż. Michała Zadry w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Małgorzata Ruda w Dekadzie Literackiej.
Scenę Teatru Starego przecina wysoka ukośna ściana. Najpierw pojawia się na niej tytuł spektaklu, Ifigenia, a potem napisy - kwestie postaci. Na rozwieszonych małych ekranach możemy je przeczytać w pomniejszeniu. Te z ukośnej ściany są olbrzymie, nieubłaganie przemieniają aktorów w lektorów, którzy raz grają, a raz ostentacyjnie czytają swoje role albo udają, że czytają. Jakkolwiek by było, zawsze mają do powiedzenia to i tylko to, co jest napisane na owej ścianie. Czasami się mylą, czasami udają, że nie wiedzą, co zrobić, i napis pozwala im znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. Z ubezwłasnowolnienia robią teatr. My, widzowie, wśród warkotu wiatru też odruchowo czytamy napisy. Czytamy z konieczności prawdziwej, nieudawanej - w przerażającym huku nie słychać aktorów. I my więc jesteśmy w sytuacji przymusowej. Słowa, które widzimy, trochę oderwane od ludzi, są inne, groźniejsze, bezosobowe, domagają się innej, baczniejszej uwagi. Dla