Na piątym albo szóstym z rzędu przedstawieniu "Nie-Boskiej komedii" Krzysztofa {#os#6039}Nazara{/#} omal nie dałem w ucho dokazującemu czternastolatkowi ze szkolnej wycieczki, która w liczbie trzystu chłopa wzięła w posiadanie widownię Starego Teatru. A nie dałem w ucho czternastolatkowi przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, mógł skurczybyk oddać: w końcu pasją czternastolatków bywa od czasu do czasu regularne poniżanie trzydziestoletnich krytyków teatralnych. Po drugie, nie dałem mu w ucho z takiego powodu mianowicie, że czternastolatek miał w gruncie rzeczy rację. Miał rację, że rozrabiał, hałasował i słownie artystów znieważał. Przedstawienie było w istocie haniebne. Intelektualna i artystyczna mizeria najnowszej produkcji Starego Teatru wynika z faktu, że tekst hrabiego Krasińskiego ani reżysera, ani aktorów zupełnie nie obchodzi. Wystawiają go jak teatralną ramotę, która potrzebuje zabiegów reanimacyjnych
Tytuł oryginalny
Idźcie do doktora
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój Nr 51