"Dziady" to opowieść o niedostosowanych, dziwakach, freakach, odmieńcach. Tekst, który nie pasuje do żadnej z kategorii dramatu - niedokończony, niespójny. Jeśli ma definiować polskość, byłaby ona dzika, łamiąca zasady, niepokorna, niekatolicka - mówi Michał Zadara, reżyser "Dziadów" w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Premiera za tydzień, 14 lutego.
Magda Piekarska: Czy wiedział pan, na co się pisze, decydując się na reżyserię "Dziadów" w trzech odsłonach, bez skrótów, w finalnej wersji - po raz pierwszy w historii polskiego teatru - w całości? Michał Zadara: Tak. Przygotowuję ten projekt od dawna. Trzy i pół roku temu na wrocławskiej Świdnickiej spotkałem Krzysztofa Mieszkowskiego. Powiedział, że czytał gdzieś, że upominam się o "Dziady", które nigdy nie były wystawiane w całości. I że chciałby taki projekt zrealizować w swoim teatrze. "OK, zróbmy to" - powiedziałem. A on powiedział: "Musimy to zrobić!". To był podstawowy impuls. Miałem trzy i pół roku czasu, więc w momencie rozpoczęcia prób nic mnie nie zaskoczyło. Może to, jak bardzo teatralnym pisarzem jest Mickiewicz - jak bardzo te teksty domagają się grania, trudno je zrozumieć bez obecności aktorów. W tym bardzo przypomina Gombrowicza. Konkretność i klarowność tych tekstów okazuje się zaskakująca, kiedy nie szuka s