Pamiętam jeszcze historyczną premierę, którą Szyfman wznawiał w 1946 roku działalność Teatru Polskiego. Reżyserował Osterwa, przebojowo grając sam rolę Ślaza, Lillą była pełna słodyczy Elżbieta Barszczewska, Lechem patetyczny Wojciech Brydziński, w loży honorowej siedział prezydent Bierut. Teatr Narodowy, gdzie teraz tragedię Słowackiego przywołała Krystyna Skuszanka, lożą honorową nie dysponuje, toteż Wojciech Jaruzelski zasiadł na premierze po prostu w pierwszym rzędzie, obok małżonki. Obok Swirgoń, Żygulski, Dobraczyński, Suchodolski, dalej wiceprezydent stolicy Michał Szymborski, dalej Sandauer, Emilia Krakowska, red. Roszkowski, Koenig, Wichniarz, dziennikarze, artyści, politycy. I zwykła publiczność, dużo młodzieży, jakaś grupa w żołnierskich mundurach... Pisałem kiedyś recenzję z krakowskiego przedstawienia Skuszanki, był to spektakl wybitny i myślą, i formą. Marta Fik w swych "Trzydziestu pięciu sezonach" mówi o nim, �
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Krakowska" nr 257