„Piękna Zośka” Justyny Bilik i Marcina Wierzchowskiego w reż. Marcina Wierzchowskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Beata Baczyńska w „Gazecie Świętojańskiej".
Od niedawna mamy możliwość zobaczyć na scenie Teatru Wybrzeże wyjątkowo interesujący spektakl, który porusza ważne problemy społeczne a jednocześnie jest zrealizowany na najwyższym artystycznym poziomie. Młodzi dramaturdzy Justyna Bilik i Maciej Bogdański stworzyli scenariusz, którego źródło znajduje się w aktach sprawy o morderstwo z 1927 r., kiedy to Maciej Paluch został oskarżony, a następnie skazany za zabicie swojej żony Zofii, zwanej „piękną Zośką”. Sprawa stała się wyjątkowo głośna, bo zamordowana nie była przeciętną, nikomu nieznaną chłopką z podkrakowskiej wsi, ale jedną z ulubionych modelek krakowskich malarzy, m.in. Kossaka, Stachowicza, Wodzinowskiego. Dramaturdzy skupili się nie na samym procesie sądowym, lecz na próbie odtworzenia tego, co do tego dramatu doprowadziło. W scenariuszu stworzyli fikcyjną historię, jak mogło wyglądać życie Zośki i Maćka za zamkniętymi drzwiami chaty, jak kształtowały się ich wzajemne relacje i związki z innymi członkami społeczeństwa i rodziny, jak z zakochanej pary zmienili się w ofiarę i kata.
Przedstawienie rozpoczyna się jednak w sądzie, od wysłuchania odpowiedzi policjanta Kaspra Szczupaka na pytania oskarżycielki i obrońcy na temat odnalezionych w rzece kobiecych szczątków i zabezpieczonych w domu Macieja Palucha śladów krwi, które mogą świadczyć o zamordowaniu przez niego żony. Wraz z uczestnikami przesłuchania przenosimy się do chaty podejrzanego, jednak już po chwili wizja lokalna kończy się, a my cofamy się w czasie, aby stać się świadkami pierwszych spotkań Zośki i Macieja. Słyszymy ich pełne uczucia głosy, zapewnienia o chęci bycia razem. Jednak od razu dowiadujemy się, że dziewczyna ma swoje marzenia, nie chce zostać na wsi, lecz zamieszkać w Krakowie. Poznała miasto, gdzie chodzi pozować do portretów i tam chce żyć. Wieś wydaje jej się za ciasna, dusi się w niej, a nawet, jakby przeczuwając swój los, stwierdza, że jeśli tam zostanie, umrze. Zakochany chłopak na wszystko się zgadza, żeby zdobyć ukochaną, na wyprowadzkę do miasta też. Wszystko akceptuje i, jak Zośka z dumą podkreśla, nie uważa żony za swoją własność i pozwala jej decydować. Jednak już niedługo to się zmieni. Paluch nie chce się już wyprowadzać, dobrze mu tu, gdzie jest, zaczyna stawiać kolejne wymagania i ograniczenia, a także podnosić rękę na żonę. Przemoc narasta, aż do dramatycznego finału, kiedy poćwiartowane zwłoki młodej kobiety zostają odnalezione w rzece.
Przemoc psychiczna i fizyczna, której doświadcza Zofia, to dominujący temat w przestawieniu, a sama postać bohaterki stanowi bardzo interesujące studium. „Piękna Zośka” to niezwykła kobieta jak na swoje czasy, która próbuje uwolnić się z więzów narzuconych przez obowiązujące zasady. Chce wyjechać do miasta, decydować o sobie, realizować swoje marzenia, a nawet próbuje walczyć o siebie – odchodzi od męża, co nie było wówczas proste. Grająca rolę Zofii Paluch Karolina Kowalska świetnie radzi sobie z przedstawieniem tej jakże złożonej postaci, emancypantki, chcącej żyć po swojemu i jednocześnie pragnącej szczęśliwej rodziny i miłości, a uwikłanej w toksyczny, przemocowy związek. Aktorka buduje spójny i wiarygodny obraz postaci, pełen skrajnych emocji od beztroskiej radości panny młodej, przez zaskoczenie i wstyd pierwszych ciosów, otępienie depresji poporodowej, cierpienie po śmierci synka, do wstrząsających, choć metaforycznie ukazanych scen brutalnej przemocy, kiedy bohaterka miotana jest jak szmaciana lalka uderzeniami niewidzialnej dłoni.
Równie wiarygodną i fascynującą postać tworzy na scenie Piotr Biedroń jako Maciej Paluch. Niezrównoważony, skłonny do przemocy, pozbawiony ambicji mężczyzna, który nie stroni od alkoholu przeraża swoją porywczością i brutalnością. Kiedy patrzymy, z jaką furią szarpie i okłada pasem drewnianą figurę symbolizującą Zośkę, czujemy wręcz odrazę do tego bestialskiego oprawcy. Jak to się stało, że Zośka go pokochała? Czemu nie wyczuła skłonności do przemocy w zapewnieniach, że spali dla niej cały świat, jak spalił dom tego, który nie chciał mu dać córki za żonę? Może dlatego, że potrafił zapewniać o miłości, zanim zaczął bić i poniżać? A może dlatego, że potrafił być miły i czuły, zanim stał się brutalnym potworem. Może należy za to winić wychowanie, środowisko, charakter, a może nawet trudne doświadczenia wojenne… Jednak nic go nie usprawiedliwia i nie tłumaczy jego postępowania.
Zofia i Maciej to najważniejsze postaci dramatu, ale nie są oni zawieszeni w próżni. Obok nich są: matka, siostra i szwagier, ciotka, ksiądz, krakowski malarz. Każda z postaci zmaga się z własnymi problemami, ale też w sposób naturalny łączy ze światem Paluchów. Przede wszystkim Marianna Franczakowa, matka Zośki, która w młodości tak, jak córka pozowała artystom i marzyła o Paryżu, a potem topiła smutki szarej egzystencji w alkoholu. Wcielająca się w tę postać Marzena Nieczuja-Urbańska kreuje ciekawą i niejednoznaczną postać nieszczęśliwej kobiety. Powtarza, że „kocha swoje dzieci” i chce ich dobra, ale nie potrafi go im zapewnić. Zapisuje ziemię Zośce, choć obiecała ją starszej córce, jakby tą darowizną próbowała zatrzymać i przymusić dziewczynę do życia według panujących we wsi zasad. Nie reaguje na przemoc zięcia wobec żony, choć jest jej bezpośrednim świadkiem. Nie okazuje odrobiny zrozumienia przytłoczonej trudami macierzyństwa córce. Cierpi cierpieniem tysięcy wiejskich kobiet, ale jednocześnie pilnuje, żeby żadna, nawet córka, od niego nie uciekła.
Siostra Zośki, Aniela, świetnie zagrana przez Katarzynę Dałek, emanuje spokojem i siłą. Gdyby nie brak dziecka, ona mogłaby być w tej rzeczywistości szczęśliwa. Ona jedna dostrzega siniaki na ciele siostry, chce stawić czoło przemocy. Wsparciem dla Anieli jest niewątpliwie mąż Kasper Szczupak, rewelacyjnie zagrany przez Macieja Konopińskiego. To dobry człowiek, kochający żonę, któremu do pełni szczęścia brakuje tylko dziecka. Nie jest skłonny do przemocy, a czułość, jaką okazuje nowonarodzonemu synowi Zośki i Macieja, chwyta za serce. Wyemancypowana ciotka Kaśka (Justyna Bartoszewicz) stanowiąca niewątpliwie wzór dla Zofii, jako ta, która wyrwała się do Krakowa i potrafi żyć po swojemu, choć zdarzają się momenty, kiedy przychodzi po wsparcie finansowe do siostrzenicy. Obok członków rodziny jest jeszcze przeżywający zwątpienie, poczucie osamotnienia i nieszczęśliwą miłość do Anieli ksiądz (Grzegorz Otrębski) i pojawiający się w domu ulubionej modelki malarz Piotr Stachowicz (Marek Tynda). Wszystkie role zostały zagrane w sposób bardzo wiarygodny i przejmujący, dzięki czemu powstało niezwykle udane i zapadające w pamięć przedstawienie.
Bardzo interesująca jest też przestrzeń zorganizowana scenograficznie przez Magdę Muchę. Początkowo ograniczona do niewielkiego obszaru wysypanego ziemią, w czasie zeznań Kaspra zostaje powiększona przez przesunięcie ściany w głąb sceny, przez co powstaje schematyczna, symboliczna chata z drewnianą powałą, piecem, wąskim łóżkiem i kilkoma stołkami. Ta dwoistość przestrzeni wydzielona strukturą podłoża pozwala na prowadzenie akcji w dwóch przestrzeniach jednocześnie, gdzie jedna scena uzupełnia drugą, poszerza nasze widzenie i zrozumienie wydarzeń. Podobnie jak scenografia na uznanie zasługują dopełniające obrazu światło, muzyka i choreografia. Wszystko to sprawia, że spektakl staje się nie tylko ciekawą opowieścią, ale również inscenizacją na wysokim poziomie artystycznym.
Choć przedstawienie trwa prawie cztery godziny, warto znaleźć czas, aby obejrzeć ten świetnie zrealizowany, wstrząsający spektakl, który uświadamia nam, że choć od śmierci Zofii Paluch z domu Franczak we wsi Dłubnia minęło prawie 100 lat, to przemoc w chatach, domach, willach i apartamentach nadal czai się za zamkniętymi drzwiami.