Klata doskonale zdiagnozował zjawisko wypalania się cywilizacji, pogrążania w coraz większym chaosie z powodu degeneracji norm i profanowania świętości - o "Orestei" w reż. Jana Klaty w Starym Teatrze pisze Gabriela Detka z Nowej Siły Krytycznej.
Zwierzęca złość na świat tonący w chaosie, pozbawiony zasad, sankcjonowany jedynie przez prawo konsumpcji, przyjemności i osobistej żądzy. "Oresteja" Jana Klaty to korowód ofiar. Bezbronnych ludzi poddanych samonapędzającej się machinie autodestrukcji. Statek szaleńców, którzy gnani nieustającą żądzą zemsty, nie mogą osiągnąć spokoju i odnaleźć własnego miejsca na ziemi, bo dawny, uporządkowany świat runął i zamienił się w pustynię. Po świątyniach i pałacach pozostał tylko proch, morze wylanej krwi i garstka szamoczących się w morderczym amoku ludzi. Pałac Artydów został zrównany z ziemią. Wszędzie popiół, kurz, pył - krajobraz jak po wybuchu atomowym. Ostre, jaskrawe światło jarzeniówek, przedziera się przez kłęby duszącego dymu. Z mlecznej chmury wyłania się Klitajmestra (Anna Dymna), w znoszonej sukni ślubnej w wymownym kolorze ecru, z czarnym, rozmazanym makijażem, spływającym po twarzy. Nerwowo wita Agamemnona (Jerz