"Jerry Springer. The Opera" w reż. Jana Klaty w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.
Klata w swoim spektaklu nie zajmuje się ofiarami słynnego "Jerry Springer Show". Popularny program traktuje jak świątynię z fałszywym Bogiem. "Jerry Springer Show" było zawsze moją zakazaną hotelową przyjemnością. Fascynowała mnie maestria manipulacji zaproszonymi do studia gośćmi, którzy najczęściej nie wiedzieli, w czym uczestniczą. Ważna była reakcja publiczności (w 90 proc. złożonej z Amerykanów z nadwagą z biednych dzielnic), która w finale osądzała bohaterów: ty debilu, grubasie, dziwko - idź się leczyć! Pomiędzy upchaną w studiu menażerią przechadzał się Jerry, zniesmaczony i zdystansowany pan w okularach, z miną "nie takie rzeczy już widziałem" i wygłaszał nieszczerym głosem finałowe przesłanie moralizatorskie. Bo przecież w "Jerry Springer Show" nigdy nie chodziło o naprawianie krzywd i triumf prawdy. Tylko o show. Do dziś pamiętam przerażenie czarnoskórej nastolatki, od kilku lat z powodzeniem udającej chłopaka, zmuszone