To, co w majowe przedpołudnie walnęło mnie w głowę obuchem, że aż na chwilę ogłuszyło, to spotkanie z katastrofą polskości, jaką Mickiewicz opiewając tworzył, jakiej pisząc usiłował dać życie inne niż tylko w słowie i poetycko zinstrumentalizowanej tęsknocie... - pisze Dariusz Kosiński.
O żywoklasycznych podróżach, spotkaniach i doświadczeniach, które są udziałem moim i grona współkomisjantów staram się nie pisać i publicznie nie opowiadać, przyjmując zasadę, że przed wydaniem wspólnie ustalonego werdyktu niczego nie komentujemy i żadnych sygnałów nie wysyłamy. Tym razem jednak złamię tę zasadę, bo doświadczenie silne a nie dotyczy inscenizacji czy instytucji teatralnej, ale tego, co - jak wszyscy wiemy - jest teatru sednem: spotkania z widzami, niepowtarzalnego i zawsze odmiennego, zaskakującego i ujawniającego w bezpośrednim przeżyciu znaczenia i stany sytuacji, o których możne nawet nie śniło się twórcom. Przedstawienie "Pana Tadeusza" (na zdjęciu) w reżyserii Mikołaja Grabowskiego według jego i Tadeusza Nyczka adaptacji "narodowej epopei" obejrzałem w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie na przedpołudniówce granej o barbarzyńskiej jak na teatr porze - 10 rano. Lubię oglądać przedpołudniówki. Te przedstawienia,