A ja miałam wczoraj sen.
Miałam w nim siedemdziesiąt lat, od dwudziestu nie pracowałam już jako aktorka, świat nie zmierzał wcale ku katastrofie, ja miałam długie, białe włosy i poszłam sobie jako widz do teatru.
Bardzo się cieszyłam, że dostałam zaproszenie, bo dawno, dawno nie byłam w teatrze. Tyle było innych rzeczy do zrobienia, a poza tym wiedziałam, że teatr będzie przecież istniał zawsze, a więc zawsze zdążę do niego pójść.
Idę więc sobie w tym śnie, jest wieczór, mam na sobie duży czarny płaszcz. Trochę za duży. Wejście do teatru nie jest zbyt mocno oświetlone, wygląda to tak, jakby oszczędzano. Wchodzę i od razu czuję znajomy zapach, miksturę z kurzu, starej tapicerki i czegoś, co kojarzy mi się ze słowem „metalowe”.
Nie zostawiam płaszcza w szatni, zresztą nie podoba mi się ta szatnia, jest zbyt ciasna, nie chcę żeby mój płaszcz w niej zostawał. Pozwalają mi wejść w płaszczu, bo mówię, że szybko marznę. Robi im się mnie chyba żal.
Jest dość cicho i spokojnie, widownia na jakieś dwieście miejsc. Ściany są czarne, ale fotele niezmiennie czerwone.
Zaczyna się, światło gaśnie, ale nie tak całkiem. Nie wiem dlaczego, a to jest raczej dziwne, bo we śnie wiadomo WSZYSTKO…
Aha, nie wspomniałam, że trafiłam na spektakl pod tytułem Romeo i Julia.
Od początku daję się oczarować, tylko nie od razu orientuję się dlaczego.
Mówią spokojnie, prawdziwie, niezbyt głośno, jakby specjalnie dla mnie. Muzyka gdzieś w tym wszystkim jest, ale nie słyszę jej, nie wiem też nic o scenografii, nie zauważam jej. W mojej pamięci pozostają tylko białe skrzydełka na gumce, element kostiumu Julii (takie zapożyczenie z bardzo, bardzo starego filmu…). We śnie nie widzę całych scen, nie widzę wszystkich postaci. Właściwie, mam wrażenie, że wszystko kręci się tylko wokół pary głównych bohaterów. Romeo jest wspaniałym, ślicznym chłopcem, czułym (jak on na nią patrzy!), mądrym, naiwnym, tak bardzo go lubię w tym śnie. Ale kim jest ona?
We śnie wiem i czuję, że ona jest jeszcze piękniejsza: wysoka, szczupła, o wyrazistej twarzy i pięknym ciele. Ale to nie wszystko – jest w niej delikatność, zawstydzenie i taki bezmiar uważności na wszystko, co ją otacza, ciągła próba badania swoich emocji, spektrum nieuchwytnych odcieni miłości i fascynacji; zaczynam rozumieć, co w tym spektaklu jest najważniejsze.
We śnie wiem wszystko o aktorce grającej rolę Julii, mam tę nadwiedzę, tak więc wiem, że to był kiedyś chłopiec, ale teraz już chłopcem nie jest. I nagle czuję, że jest mi to obojętne. I widzę, że publiczności jest to obojętne. Nikt nie wychodzi, nikt się nie zżyma. Rewolucja dawno się już dokonała, tylko ja o tym nie wiedziałam. Zostałam chyba na etapie, w którym Hamlet i Konrad byli kobietą. Wow…
Tak, przyznaję, przez sekundę pogubiłam się w tym kim jest Julia, a raczej kim obecnie jest aktorka, która ją gra, nie, właściwie – kim była, nie, raczej czy to ma wpływ na aktora grającego Romea, nie, bez sensu… a później odpuściłam, ponieważ w ogóle nie było to istotne. Nigdy nie widziałam piękniejszego przedstawienia.
Wychodzę poruszona, z poczuciem, że udało się twórcom dotknąć istoty miłości.
Idę do domu powoli i ostrożnie, ponieważ zrobiło się ślisko, a ja nie jestem już taka sprawna jak kiedyś. I kiedy tak idę przez wieczorne miasto, to jest mi wstyd, że pewnie tylko ja na widowni próbowałam przez chwilę zmieścić Julię czy też aktorkę grającą Julię, czy też wszystko na raz, w jakimś schemacie, nazwać rzeczy starym językiem i w jakiś sposób ocenić. Jest mi wstyd, że w ogóle zwróciłam na to uwagę! Jednak, na szczęście (pocieszałam sama siebie), nikt o tym nie wie.
Wracam do domu i łączę się z synem. Opowiadam mu o wszystkim, co mnie spotkało w teatrze, a moje dziecko z rozbawieniem mówi: – Posłuchaj, mamo…
I wtedy się budzę.
Dominika Kluźniak
PS. Sen był inspirowany szóstym odcinkiem (sezon 1) serialu Euphoria, w którym transpłciowa aktorka Hunter Schafer, grająca transpłciową Jules Vaughn, przebiera się na szkolną imprezę w kostium szekspirowskiej Julii z filmu Buza Luhrmanna.