JUŻ nie raz przy różnych okazjach tłumaczyłem, że telewizja to przede wszystkim obraz, ruch a nie drętwa mowa. Tłumaczyłem, perswadowałem, prosiłem i nic z tego. Jeszcze raz zabieram głos w tej sprawie, ale tym razem z wysoko podniesioną głową i bohatersko wypiętą piersią, bowiem poparł mnie nie byle kto tylko sam Johann Wolfgang Goethe. Że nasza telewizja bimbała sobie na przestrogi jakiegoś tam Zanusa, to pół biedy, ale że nie posłuchała takiego autorytetu jak J. W. G. to już gorzej. Chodzi o "Ifigenię w Taurydzie". Kryminał niesamowity i...nie wyszło. Tylko posłuchajcie: Agamemnon, król Argos i tata trojga dzieci - Ifigenii, Ęlektry i Orestesa, żeby wygrać wojnę, kazał zgładzić swoją najukochańszą córunię Ifigenię na ofiarę bogini Artemiddzie, żeby ta Artemida pomogła mu wygrać wojnę. Ale Artemida zamiast Ifigenii podstawiła łanię, a dziewczynkę wzięła do siebie za pomoc domową. Tata nic o tym nie wiedząc pojec
Tytuł oryginalny
I Goethego nie usłuchali
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Kulturalny nr 8