Trudno pisać o teatrze, o przedstawieniu, kiedy nas nie dotyka, nie śmieszy, nie złości, nie zmusza do zastanowienia, nie daje impulsu do skojarzeń. O teatrze, który nas nie obchodzi. Niczego nie odkrywa. Niczego, co wiemy, nie potwierdza ani nie podważa. Przedstawieniem, które pozostawia po sobie obojętność, jest Maciej Korbowa i Bellatrix w reżyserii Anny Augustynowicz. Nie z winy reżyserki zresztą, która próbowała iść tropem interpretacyjnym Daniela Geroulda: "przekleństwem ludzkiego istnienia jest u Witkacego to, że żywi ludzie są martwi, a umarli muszą żyć". Do tego dochodzi klucz katastroficzny, nie od rzeczy w epoce kolejnego fin de siecle'u. Mamy prawo mówić przez sztukę o końcu epoki, bo ten koniec dokonuje się na naszych oczach. Niestety, można mówić i mówić. W Teatrze Współczesnym w Szczecinie zupełnie nie powiodła się próba nasycenia sztuki uczuciami i emocjami. Nie wierzymy ani przez chwilę, że poprawny zaledwie Korbowa (Jacek P
Tytuł oryginalny
...i Bellatrix
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 1