Na widowni raz po raz zrywa się śmiech, jakbyśmy siedzieli na wymarzonej i tylekroć postulowanej współczesnej komedii. Tymczasem zaś obcujemy z szacowną klasyką, tekstem, nad którym pochylają się licealiści. Fredro jest bezkonkurencyjny, tłucze na głowę wszystkie nasze dokonania komediowe. Każda fraza niesie ów żywioł wesołości, błysk przedniego humoru, ironiczny cudzysłów. Groza ogarnia na myśl, jak solidnie i naukowo analizowano tę komedię, szukając w niej problemów politycznych i społecznych, krwawej satyry i oportunistycznej afirmacji. Dziś nicowanie surdutu Gucia i zgłębianie wnętrza kieszeni Radosta jest zbyteczne. Możemy śmiać się z Fredry, gdyż opisywane przez niego układy i sytuacje to już "retro". Świat bardziej odległy niźli Atlantyda. A polskość... polskość, o którą kruszyli kopie profesorowie - manifestuje się najpełniej cudownym brzmieniem wiersza, melodią języka, nagłym wystrzeleniem rytmicznym... Spektakl w Ateneu
Tytuł oryginalny
I bawił się na ŚLUBACH PANIEŃSKICH Aleksandra Fredry w Teatrze Ateneum
Źródło:
Materiał nadesłany
"Szpilki" nr 28