Mistrzowska sztuka chóralnych dźwięków Marty Górnickiej przekształca wściekłość wywołaną sytuacją polityczną w muzykę. Chóry to właściwie optymalna broń wściekłości - recenzje niemieckich krytyków po spektaklu "Hymn do miłości" z Teatru Polskiego w Poznaniu w Gorki Theater w Berlinie.
Mistrzowska sztuka chóralnych dźwięków Marty Górnickiej przekształca wściekłość wywołaną sytuacją polityczną w muzykę. Chóry to właściwie optymalna broń wściekłości. Widać to np. u Volkera Löscha czy Ulricha Rasche, gdy wszyscy na scenie podchodzą jak jeden mąż do przodu i skandują na całe gardło. Groźne dźwiękowe tło, które staje się ludźmi. U Marty Górnickiej jest inaczej. Spektakle tej polskiej artystki żywią się co prawda porządną porcją wściekłości na sytuację polityczną, ale tu z tej wściekłości powstaje muzyka. Chóry Górnickiej to filigranowe ciała dźwiękowe, potężne w swoim współdziałaniu, ale wbrew wszelkim narzucanym im męskim gestom i twierdzeniom, składające się z dających się odróżnić indywidualnych głosów, z których każdy jest niepowtarzalnym instrumentem mówienia, nucenia i śpiewania. Pokazując "HYMN DO MIŁOŚCI", Gorki Theater prezentuje małe pięćdziesięciominutowe arcydzieło Górnic