"Dla kogóż to, proszę, mają artyści nasi gorliwszą podejmować pracę? Czy dla wyższej klasy widzów, która sztukę ich depcze, zamiast iżby ją dźwigać powinna? Czy dla owego tłumu niższej publiczność którą na teatr nie estetyczne upodobanie, lecz płocha ciekawość pędzi?" - pytał S. O[kraszewski] w Pamiętniku Warszawskim z maja 1815 r.
Czy dla owej zgrai wartogłowów, której się nie śni bynajmniej o osnowie sztuki, która rzadko kiedy poklaskuje autorowi, nigdy aktorom, milczy w miejscach prawdziwie pięknych, a grzmi na wyraz ojczyzna? Jeden rzut oka na widzów dostatecznie usprawiedliwia opieszałość aktorów. Przebóg, cóż to za ton panuje na naszym teatrze i cóż znaczy ten parter rojący się na kształt mrowiska? Ta wrzawa, te wędrówki podczas scen najciekawszych? Czyliż na najlichszym paryskim teatrze nie wyproszono by natychmiast za drzwi burzliwych takich wiercipiętów? Prawda, iż widywałem podobne reduty w Marsylii, w Bordeaux itd., lecz publiczność tamtejsza, z kupców prawie tylko złożona, uważa teatr za giełdę, a nie za świątnicę smaku i szkołę obyczajności. (...) Jest to świętą i niezaprzeczoną prawdą, iż publiczność tworzy powiększej części aktorów i autorów. Autor nie będzie śmiał poczęstować publiczności czczą, nie wytrawioną sztuką, skoro doświadcz